Strona korzysta z plików cookies. Zamknięcie tego komunikatu oznacza zgodę na ich zapisywanie na Twoim komputerze. Dowiedz się więcej. Zamknij

Konkursy i nagrody – to temat przewodni lutowego wydania „ARTeonu”. Polskim konkursom i nagrodom artystycznym poświęcony jest obszerny tekst Przemysława Jędrowskiego („Zawody”), natomiast Karolina Majewska przygląda się takim wydarzeniom w Wielkiej Brytanii („Artystyczne wyścigi w UK”).

Zawody
Jesień 2007 roku obfitowała w artystyczne konkursy i zawody. A te, z natury rzeczy, dzielą biorących w nich udział na wygranych i przegranych. Kto zatem w minionym roku rozbił bank? Mam wrażenie, że ,oprócz zwycięzców, my wszyscy. Dlaczego? Ponieważ konkursy i przeglądy ostatnich miesięcy uświadomiły nam skalę nadprodukcji i problem z wartościowaniem najnowszej polskiej sztuki, pokazały również, że jej ocena i weryfikacja w ujęciu istniejących mechanizmów często zawodzi lub jest nieczytelna. Idąc tym tropem, proponuję przegląd najbardziej opiniotwórczych. wydarzeń z subiektywnym wyborem prezentowanych prac w tle. Dla porządku przypomnę ich chronologię. Od 15 września do 11 listopada w Warszawie trwała wystawa „Spojrzenia. Konkurs dla najbardziej interesujących młodych twórców na polskiej scenie artystycznej” (22 października ogłoszono werdykt jury), od 10 października do 25 listopada w BWA we Wrocławiu pokonkursowy pokaz 8. Konkursu im. Eugeniusza Gepperta (laureatów poznaliśmy 10 października), a 23 listopada ogłoszono wyniki 38. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień 2007”. Prace zgromadzone w Bielsku-Białej można było oglądać do końca roku. W listopadzie i grudniu 2007 roku zadebiutował również „Przeciąg” – Festiwal Sztuki Młodych, zorganizowany w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie.

Rafał Jakubowicz, bez tytułu, 2007, fot. materiały prasowe konkursu „Spojrzenia 2007”, Nagroda Fundacji Deutsche Bank
Artystyczne wyścigi w UK
Cokolwiek nie sadzilibyśmy na temat konkursów artystycznych, są one potrzebne artystom, kuratorom, krytykom i właścicielom galerii oraz wszystkim innym graczom na rynku sztuki. Jest to sposób selekcji i wartościowania produkcji artystycznej, rynkowe oddzielanie ziarna od plew. Innymi słowy, jest to jeden z wielu mechanizmów, które kształtują spekulatywny rynek sztuki współczesnej.
Niektóre konkursy bardzo szybko obrastają legendą, która produkuje swoistą wartość dodatkową – wówczas wpływają one bezpośrednio na przemiany na tymże rynku. Zgodnie z ideą błędnego koła, to konkursy, które mają opinię nadających ton rynkowi sztuki, są tymi, które rzeczywiście to robią. To na przykład oznacza, że chociaż nie wiemy, jaki gatunek sztuki odniesie sukces na następnym Turner Prize, możemy spekulować, że nagrodzony rodzaj aktywności artystycznej (np. wideo) zdobędzie popularność wśród kolekcjonerów i wystawców w roku następującym po przyznaniu nagrody. Co więcej, nagrodzony artysta – oczywiście niekoniecznie młody i wcześniej niedoceniany – ugruntuje swoją pozycję na rynku oraz zagwarantuje wzrost liczby zer w cenach swoich prac.

Nathan Coley, „There Will Be No Miracles Here”, 2006, courtesy of the artist, doggerfisher and Haunch of Venison, London, © Nathan Coley, fot. David Lambert & Rod Tidnam, Tate, materiały prasowe Tate Gallery w Londynie
Wielokrotne życie Dity Pepe
Dita Pepe ma 34 lata i jest czeską fotograficzką. Od 2004 roku wraz mężem Petrem Hrubešem, również fotografikiem, kontynuuje cykl „Autoportretów z mężczyznami”. Na starannie zaaranżowanych zdjęciach Pepe wciela się w role kobiet różniących się wiekiem i statusem społecznym, występując każdorazowo u boku innego mężczyzny, w otoczeniu, w którym mogliby razem żyć. Cykl ten jest kontynuacją poprzedniej serii „Autoportretów z kobietami”, w której artystka fotografowała się z innymi kobietami, dostosowując się do ich wyglądu, ubioru, stylu życia. Dita starała się porzucić własną tożsamość i wcielić w życie innej osoby: „uważam, że wszystko w życiu jest relatywne i że równie dobrze mogłabym być ich siostrą lub urodzić się zamiast nich w ich rodzinie. Bardzo mnie to interesuje, ten ich styl życia, ich wartości i w ogóle wszystko. Później mogę albo zacząć cenić swoje wartości, albo przeciwnie – przewartościować je” („Gry wizualne/ Vízuální Hry”, katalog wystawy, Galeria Szara, Cieszyn 2007, s. 9-10).
Nie chodziło tu zatem tylko o uzyskanie efektownych fotograficznych portretów, na których artystka stawała się cielesnym cieniem innej osoby. Jeśli to, kim jesteśmy, nasza tożsamość, zostaje zawsze określona wobec Innego, to w tym wypadku reprezentuje go oko kamery. Obiektyw pełni tu funkcję trzeciego podmiotu, który w tajemniczy sposób dokonuje zrównania statusu obu postaci. Oto widząc je na jednym zdjęciu, trudno określić, która jest tą właściwą: która jest dawcą, a która biorcą tożsamości. Autorka w tym samym stopniu podszywa się pod cudzą tożsamość, w jakim – w niemalże pasożytniczy sposób – ją jej pozbawia.

Dita Pepe, z cyklu „Autoportrety z mężczyznami”, 2004-2007 , fot. dzięki uprzejmości artystki
Grupa Zamek – pół wieku później
Świeżość poczynań Grupy Zamek polegała zresztą nie tylko na walorach wizualnych malowanych obrazów. Znaczną część grupy tworzyli młodzi krytycy: Wiesław Borowski, Mariusz Tchorek, Anka Ptaszkowska, wśród których na pierwszy plan wybijał się Jerzy Ludwiński, będący od samego początku głównym jej teoretykiem i spiritus movens całej jej aktywności. Młodzi artyści i krytycy organizowali spotkania, dyskusje o sztuce nowoczesnej i wzbudzali swoją działalnością ferment w konserwatywnym, prowincjonalnym środowisku artystycznym Lublina. Woźniakowski – także przyjaciel swoich studentów, uczestniczący w wielu prywatnych spotkaniach – zwraca raczej uwagę na fakt, że grupa konsolidowała pewne postawy opozycyjne i upatruje głównej wartości nie w samych pracach, a w stawianiu artystycznych pytań. Akcentuje on także ironię bijącą z artystycznych pomysłów młodych twórców i dystans do własnej działalności. Rzeczywiście, w wielu przypadkach malarskie próby zostały szybko zarzucone (liczebność grupy sukcesywnie malała) lub nie wyszły nigdy poza ramy amatorstwa. „Zmarmurzanie”, o którym mówi Woźniakowski, Grupy Zamek rozumianej jako grupa kilkunastu przyjaciół malujących dla przyjemności i dyskutujących o sztuce przy kieliszku wódki oraz szokujących konserwatywnych mieszkańców Lublina publicznym tańczeniem rock’n’rolla (Anka Ptaszkowska została nieomal usunięta z uczelni za noszenie spodni w kratkę) można by rzeczywiście uznać wyłącznie za ironię historii, gdyby nie to, że prowadzona w tym gronie refleksja artystyczna miała później w kilku przypadkach przełożenie na poważne propozycje artystyczne i krytyczno-teoretyczne.

Jan Ziemski, „Formura VII”, ok. 1960, technika mieszana / płyta pilśniowa, wł. prywatna, fot. Marcin Pastwa
Shibboleth Doris Salcedo
W Hali Turbin, centralnym holu Tate Modern, na gładkiej posadzce z szarego, polerowanego betonu pojawiła się szczelina. Rysa, początkowo cienka jak włos, rozszerza się, nabierając głębokości, rozwidla się, rozprzestrzeniając po całej powierzchni wielkiej sali. W pierwszej chwili traci się pewność, czy nie popełniono tu niegdyś bardzo poważnego błędu konstrukcyjnego, który właśnie dał o sobie znać. Rozszczep posadzki robi wrażenie postępującego, wydaje się, że przeniknie przeszklenia hali i ogarnie pół Londynu. Szczelina przypomina naturalną jaskinię, o głębokości nie do ustalenia, czasem szeroką i płytką, czasem wąską i dogłębnie rozwarstwioną. Jest niebezpieczna, tajemnicza i bardzo nieprzyjemna. Trudno właściwie wskazać jej źródło, koniec i dno. W jej ścianach widać zatopioną w betonie, metalową siatkę z cienkich drutów, która przywodzi na myśl ogrodzenie.
Salcedo nazwała pęknięcie w Hali Turbin starotestamentowym słowem „Shibboleth”, zaczerpniętym z Księgi Sędziów. Słowo to, oznaczające kłos lub strugę, ma szczególną, „rozpoznawczą” funkcję, jest to słowo-granica, separujące nawet doskonale zakamuflowanych obcych od swoich.

Doris Salcedo, „Shibboleth”, Tate Modern, Londyn, 2007, fot. Maja Wojnowska
W lutowym „ARTeonie” również m.in.: artykuł Olgi Miłogrodzkiej o rozstrzygniętym niedawno konkursie na koncepcję architektoniczną budynku Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku („Solidarność przez małe »s«”), tekst Jakuba Dąbrowskiego analizujący problem relacji sztuka i prawo autorskie („Sztuka i prawo autorskie”), recenzja Urszuli Kozuchowskiej-Zauchy z pokazywanej kolejno w kilku miastach Stanów Zjednoczonych wystawy „Foto. Modernity in Central Europe, 1918-1945” („Między tradycją a nowoczesnością – fotografia środka Europy”), relacja Justyny Balisz z wystawy „Vom Funken zum Pixel/From Spark to Pixel”, prezentowanej w Martin-Gropius-Bau w Berlinie (Całkowicie współcześni iluzjoniści”), a także recenzje Karoliny Staszak z wystawy „Ponowoczesność i życie wieczne” w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu („Życie wieczne w formalinie”) i Piotra Bernatowicza z wystawy artystów Katedry Intermediów poznańskiej ASP „Imperium zmysłów” („Zmysły pod kontrolą”) oraz kolejny felieton Filipa Lipińskiego z cyklu „Notatnik nowojorski” („Chelsea Hotel”).
Zgłoszenie chęci kupna obiektu
Zgłoszenia chęci kupna przyjmowane są od osób zalogowanych w Artinfo.pl
W przypadku braku konta prosimy o rejestrację.
Uwaga - osoby nie pamiętające nazwy użytkownika i hasla mogą otrzymać przypomnienie na adres mailowy, użyty przy pierwszej rejestracji konta.
Prosimy wybrać poniższy link „przypomnij hasło” i wypełnić tylko pole adres e-mail.
W przypadku pytań, prosimy o kontakt z naszym biurem:
22 818 94 68 (poniedziałek - piątek: 10:00 - 17:00)
email: aukcje@artinfo.pl