W lipcowym „Arteonie”: Andrzej Biernacki recenzuje londyńską wystawę „All Too Human: Bacon, Freud and the Century of Painting Life” w Tate Britain, a Tomasz Biłka OP w rubryce „Czytanie sztuki” odczytuje akt „David i Eli” Luciana Freuda. Z kolei twórczość Keitha Sonniera, prezentowaną w Parrish Art Museum, przybliża Wojciech Delikta. Działalność grupy Gyne Punk w kontekście projektu w poznańskiej Galerii Miejskiej Arsenał komentuje natomiast Karolina Staszak.
Okładka: Widok wystawy „All Too Human” w Tate Britain; Lucian Freud, “David and Eli”, 2003-2004, oil on canvas, 1626 x 1740 mm (private collection), fot. © Tate photography, Joe Humphrys
Jenny Saville, „Reverse”, 2002-2003, oil paint on canvas, 2134 x 2438 mm, © Jenny Saville, courtesy of the artist and Gagosian, materiały prasowe Tate Britain |
Obecna wystawa w Tate Britain jest na swój sposób kompromitacją nowej krytyki i wywrotowego kuratorstwa paru ostatnich dekad. (...) I nawet nie chodzi o to, że na wystawie „All Too Human” wiszą jakieś obrazy przez lata sukcesywnie usuwane z takiego czy innego zestawu, z takiego czy innego kompendium lub muzeum. Chodzi o to, że pomimo zakrojonej na globalną skalę operacji kastrowania wartości jednostronnie uznanych za niepoprawne i passé, ogółu ludzkich odczuć pozostających constans od Altamiry z „dysku” zbiorowej wyobraźni de facto nie udało się usunąć. Jeszcze raz wylazło, że po tych wszystkich hurtowo serwowanych w galeriach świata pomysłach bez dzieła, wydzielinach artysty, bałwankach w zamrażarce, forsowania „celowej niezdarności”, wygłupach i szamaństwie na państwowym wikcie, przy pierwszej nadarzającej się okazji ludzie nadal walą tłumnie na Bacona, Freuda, Sutherlanda, Sickerta, Spencera, Auerbacha, Kitaja, Rego, Andrewsa, Kosoffa, Uglowa.
Lucian Freud, „David and Eli”, 2003-2004, oil on canvas, 1626 x 1740 mm (private collection), materiały prasowe Tate Britain |
W latach 90. oraz na początku nowego stulecia, już po ukończeniu 80. roku życia, Freud namalował kilka ze swoich najambitniejszych obrazów. Wśród nich znajduje się płótno z lat 2003-2004 „David i Eli”. Nagi mężczyzna to David Dawson, asystent Freuda przez ostatnie 20 lat jego życia. Obraz ten jest drugim z czterech dużych płócien, na których Dawson przedstawiony został w towarzystwie whippetów Freuda, Eliego lub Pluto. Chociaż wiele z późnych płócien Freuda wyróżnia bezkompromisowość w analizie ludzkiego ciała, wręcz brutalność w oddaniu jego struktury, płótno to charakteryzuje czułość i oddanie głębokiego związku między człowiekiem a psem. Obok kanapy w pustym pokoju umieszczono na stoliku na wpół suchą roślinę. Trójka bohaterów portretu Freuda została sprowadzona do jednego wymiaru – życia w jego biologicznym przejawie. Wszak „jestem biologiem” – powie malarz w rozmowie z Sebastianem Smee.
Keith Sonnier, „Dis-Play II”, 1970, installation view at galerie Mitterrand, Paris, 2010, © Artists Rights Society (ARS), New York. Courtesy of the Artist and galerie Mitterrand, Paris |
Keith Sonnier należy do artystów mieszczących się niejako na drugiej półkuli świata sztuki. Nie jest gwiazdą, jak niektórzy jego rówieśnicy z Brucem Naumanem, Sigmarem Polke czy Martinem Puryearem na czele. Wprawdzie tworzy nieprzerwanie od przeszło pół wieku, a wykreowane przezeń dzieła prezentowano w takich instytucjach, jak Whitechapel Gallery, Castelli Gallery, Hauser&Wirth czy Tate Modern, wciąż pozostaje w cieniu, nieznany szerszej publiczności. Stanowi jednak jedną z pierwszoplanowych postaci postminimalizmu – interesującego, ale i niedostatecznie docenionego rozdziału w historii amerykańskiej sztuki XX stulecia. Wielobarwny, wewnętrznie heterogeniczny, radykalny charakter tego nurtu był udziałem wąskiego grona artystów działających w Nowym Jorku na przełomie lat 60. i 70. Sonnier (podobnie jak m.in. Eva Hesse, Lyda Benglis, Gary Kuehn, Alan Saret), podważając surowość minimalizmu, nasycając jego bezwyrazową stereometrię ludzkim pierwiastkiem, przyczynił się do sformułowania własnego języka ekspresji. Ten bazował na sprzecznościach, mających źródło w wydarzeniach rozgrywających się wtedy w Stanach Zjednoczonych, zarówno na arenie artystycznej, jak i społeczno-politycznej.
Asumptem, by przyjrzeć się bliżej œuvre Sonniera stały się dwa wydarzenia: otwarta przed kilkoma dniami w Parrish Art Museum retrospektywa oraz pokaz wieloelementowej realizacji „Dis-Play II” z 1970 roku, który przez najbliższy rok gościć będzie w The Dan Flavin Art Institute.
Klau Chinche (Gyne Punk) pokazuje narzędzie służące do wykonania aborcji, fot. źródło: radiopoznan.fm |
Choć spotkanie z kolektywem Gyne Punk w GM Arsenał w Poznaniu odbywało się w ramach rzekomo bezkompromisowych „Warsztatów z rewolucji”, to jednak organizatorzy – być może jednak przestraszeni ewentualnymi skutkami swojej wywrotowości –zdecydowanie sprzeciwili się nazywaniu tego wydarzenia „warsztatami z aborcji”. Dyrekcja Arsenału wysłała do redaktora naczelnego Radia Poznań przedprocesowe pismo, w którym zażądała sprostowania podawanych przez dziennikarzy informacji, jakoby w Galerii miało miejsce wydarzenie, podczas którego instruowano, w jaki sposób dokonać aborcji w warunkach domowych. Ale czy określenie „warsztaty z aborcji” jest rzeczywiście nadużyciem?
Pierwszy człon nie powinien budzić zastrzeżeń, wszak oryginalnie spotkanie z hiszpańską grupą zatytułowane zostało „Warsztaty z Gyne Punk”. Podkreślenie tematu spotkania także jest uzasadnione – sformułowanie „warsztaty z aborcji” to skrót myślowy, akcentujący najbardziej bulwersujący wątek, który podpowiada fragment manifestu grupy: „Chcę gruczołowych heretyków, akelarresów, trzewnych punków, gangów położnych, brokatowych aborcji, rozlanych łożysk w każdym kącie, technik analitycznych, efemerycznych biolabów, laboratoriów DIT, sekretnych spotkań szkółek hi-tech (...). Gyne Punk jest skrajnym i konkretnym gestem, który rozwala nasze kompulsywne przywiązanie do hegemonicznej skamienieliny systemu zdrowia”. W programie telewizyjnym „Otwarta antena”, nadawanym przez Wielkopolską Telewizję Kablową, występujący m.in. w towarzystwie dyrektora Arsenału Mikołaj Iwański, twierdząc, że w Galerii absolutnie nie miały miejsca żadne „warsztaty z aborcji”, przyznał jednocześnie, że tematem spotkania były: „historyczne techniki ginekologiczne, historia tego, w jaki sposób kobiety radziły sobie z aborcją i w jaki sposób prawdopodobnie będą musiały sobie radzić”. Wasilewski nie protestował przeciwko takiej charakterystyce spotkania.
prezentację „300 lat wiedeńskiej manufaktury porcelanowej” w Muzeum Sztuki Stosowanej MAK w Wiedniu omawia Grażyna Krzechowicz, a wystawę „John Singer Sargent and Chicago’s Gilded Age” w Art Institute Chicago komentuje Aleksandra Kargul. Marcin Krajewski rekomenduje malarstwo Krzysztofa Nowickiego. Dorota Żaglewska w rubryce „Rynek sztuki” pisze o tym, dlaczego w Polsce nie rozwinął się art banking, a Agnieszka Salamon-Radecka kontynuuje serię „Poznańska awangarda”, przybliżając tym razem sylwetkę Augusta Zamoyskiego.
W lipcowym „Arteonie” także, jak zawsze, felieton Andrzeja Biernackiego, inne recenzje, aktualia i stałe rubryki.