Wystawa prac Andrzeja Bednarczyka
Wernisaż: 2012-05-11 18:00:00
Niniejszy tekst dotyczy najnowszych prac Andrzeja Bednarczyka. Jednak dla podkreślenia pewnego novum, które dostrzegam, tak w warstwie ideologicznej, jak formalnej, chciałabym odnieść się do dzieł wcześniejszych. Dotychczasowa twórczość Bednarczyka wydaje się być ściśle podporządkowana regule logiki, posiada wyraźną predyspozycję dążenia do doskonałości, harmonii, sięga do genezy matematycznych prawideł, korzysta z autorytetu aksjomatów.
Przebywając w jej obszarze, doznajemy wrażenia partycypowania w misterium, w procesie łamania kodów, rytuale intelektualnej inicjacji. Wyrażony w ten sposób „boski umysł”- reguła świata, dawkując iluminację w postaci geometrycznych jedynie rozstrzygnięć, może paraliżować. Podobnie zresztą jak zawarty w tytule pracy doktorskiej manifest artysty, iż: „Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla braku doskonałości”. Jak to jednak niejednokrotnie bywa, niedbale postawiona diagnoza okazuje się dość powierzchowna. Analiza najnowszych prac Bednarczyka spowodowała, że stopniowo ulatniać zaczęło się pierwotne wrażenie, iż mam do czynienia z oderwanym od życia idealistą, o niewielkiej tolerancji w stosunku do obecnych w nim rozterek, drżeń i wahań, a już na pewno rozbratu z rozumem. Niepodważalnie hołubiona przez kilka stuleci (tak na polu nauk ścisłych, jak i humanistycznych) mocna pozycja ratio, na usługach którego znalazło się nawet myślenie mitologiczne, powoli przestała odgrywać rolę jedynego autorytetu, a wypędzony na puste morze „kłopotliwy” statek szaleńców rozpoczął kurs powrotny.
On. Najdosadniejsze „Oto jestem”, jakie było mi dane zobaczyć na polu sztuki w ostatnim czasie. Nie jest to bynajmniej sylwetka ludzka, do jakiej przyzwyczaili nas mistrzowie renesansowych subtelności. W miejsce święte, ciche i dostojne wkroczył wytatuowany buntownik - przedstawiciel nowego humanizmu. Potężna ludzka postać, mocno zbudowany mężczyzna o odchylonym do tyłu torsie, w sposób teatralnie dramatyczny doprasza się uwagi. Skojarzenia daleko odbiegają od uznania go ekshibicjonistycznym arogantem. Opadłe wzdłuż ciała ręce świadczyć mogą o bezsilności, dłonie zwrócone w górę o uświadomionym braku. Człowiek kontaktuje się ze światem za pomocą pięciu zmysłów. W cywilizowanych społeczeństwach zmysłami zajmującymi uprzywilejowaną pozycję wydają się być wzrok i mowa, w najmniejszym poszanowaniu słuch. W przypadku rzeźbiarskiej postaci On pośredniczącym w dialogu medium jest powierzchnia ciała. Cała bez reszty jego powłoka pokryta jest graficzną mozaiką o skomplikowanym układzie, w równym stopniu przywodząca na myśl wykroje krawieckie, mapy geodezyjne, co partytury Stockhausena – system znaków dopraszający się odkodowania. Jeśli zewnętrzne symptomy mają świadczyć o stanie wewnętrznym, odsłania nam się ego o wysokim stopniu skomplikowania i niejednolitej strukturze.(…)
Omnia vidit. Postać kobiety. Jej ciało pokryte jest gęstą mozaiką gałek ocznych. Chociaż nie patrzy, jest wszystko widząca. Profetyczne szepty wypowiada w stronę ściany. Ten nagły przypływ niesprecyzowanych danych przeznaczony jest dla nielicznych; dla tych, którzy potrafią słuchać. Aby usłyszeć Wszystkowidzącą należy się przybliżyć, nachylić, wytężyć uwagę. Łatwo ją bowiem zignorować. Budzić może pogardę lub – w najlepszym wypadku − odruch litości, albo… ucieczki. Głupia baba, wyalienowane indywiduum czy współczesny wieszcz ?
W niniejszym tekście skupiłam się przede wszystkim na analizie dwóch postaci figuralnych. Rzeźby te należą do najnowszych prac Bednarczyka. Po raz pierwszy w twórczości artysty pojawia się postać ludzka, a wraz z nią pewne jakby wahanie, wątpliwość, może eksperyment: porzucenie „pitagorejskiego snu”. Zamiast niego słyszę w oddali (choć to bardzo cichy głos) powoli dojrzewającą akceptację dla domagających się uwagi - choć trudnych do ujęcia w racjonalne klamry - anomalii. Zastanawiam się zatem, czy gdyby On i Omnia vidit egzystowali w siedemnastym „wieku rozumu”, dołączyliby do grona „odprawionych”? Z całą pewnością. „Wielkie zamknięcie”, o którym wspomina Foucault, dotyczyło wyrzutków społeczeństwa. Rejestry internowanych ówczesnej Europy, obok żebraków, nierobów i prostytutek, wymieniają obłąkanych, tych o pomieszanym rozumie, przez boskie moce oświeconych oraz wizjonerów. Być może w dźwiękach wydawanych przez Wszystkowidzącą usłyszymy polifoniczną pieśń o rzeczach pierwszych i ostatnich – pieśń „szaleńców” wielu pokoleń.
Adriana Zimnowoda (fragment tekstu z katalogu wystawy)
Powrót
Przebywając w jej obszarze, doznajemy wrażenia partycypowania w misterium, w procesie łamania kodów, rytuale intelektualnej inicjacji. Wyrażony w ten sposób „boski umysł”- reguła świata, dawkując iluminację w postaci geometrycznych jedynie rozstrzygnięć, może paraliżować. Podobnie zresztą jak zawarty w tytule pracy doktorskiej manifest artysty, iż: „Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla braku doskonałości”. Jak to jednak niejednokrotnie bywa, niedbale postawiona diagnoza okazuje się dość powierzchowna. Analiza najnowszych prac Bednarczyka spowodowała, że stopniowo ulatniać zaczęło się pierwotne wrażenie, iż mam do czynienia z oderwanym od życia idealistą, o niewielkiej tolerancji w stosunku do obecnych w nim rozterek, drżeń i wahań, a już na pewno rozbratu z rozumem. Niepodważalnie hołubiona przez kilka stuleci (tak na polu nauk ścisłych, jak i humanistycznych) mocna pozycja ratio, na usługach którego znalazło się nawet myślenie mitologiczne, powoli przestała odgrywać rolę jedynego autorytetu, a wypędzony na puste morze „kłopotliwy” statek szaleńców rozpoczął kurs powrotny.
On. Najdosadniejsze „Oto jestem”, jakie było mi dane zobaczyć na polu sztuki w ostatnim czasie. Nie jest to bynajmniej sylwetka ludzka, do jakiej przyzwyczaili nas mistrzowie renesansowych subtelności. W miejsce święte, ciche i dostojne wkroczył wytatuowany buntownik - przedstawiciel nowego humanizmu. Potężna ludzka postać, mocno zbudowany mężczyzna o odchylonym do tyłu torsie, w sposób teatralnie dramatyczny doprasza się uwagi. Skojarzenia daleko odbiegają od uznania go ekshibicjonistycznym arogantem. Opadłe wzdłuż ciała ręce świadczyć mogą o bezsilności, dłonie zwrócone w górę o uświadomionym braku. Człowiek kontaktuje się ze światem za pomocą pięciu zmysłów. W cywilizowanych społeczeństwach zmysłami zajmującymi uprzywilejowaną pozycję wydają się być wzrok i mowa, w najmniejszym poszanowaniu słuch. W przypadku rzeźbiarskiej postaci On pośredniczącym w dialogu medium jest powierzchnia ciała. Cała bez reszty jego powłoka pokryta jest graficzną mozaiką o skomplikowanym układzie, w równym stopniu przywodząca na myśl wykroje krawieckie, mapy geodezyjne, co partytury Stockhausena – system znaków dopraszający się odkodowania. Jeśli zewnętrzne symptomy mają świadczyć o stanie wewnętrznym, odsłania nam się ego o wysokim stopniu skomplikowania i niejednolitej strukturze.(…)
Omnia vidit. Postać kobiety. Jej ciało pokryte jest gęstą mozaiką gałek ocznych. Chociaż nie patrzy, jest wszystko widząca. Profetyczne szepty wypowiada w stronę ściany. Ten nagły przypływ niesprecyzowanych danych przeznaczony jest dla nielicznych; dla tych, którzy potrafią słuchać. Aby usłyszeć Wszystkowidzącą należy się przybliżyć, nachylić, wytężyć uwagę. Łatwo ją bowiem zignorować. Budzić może pogardę lub – w najlepszym wypadku − odruch litości, albo… ucieczki. Głupia baba, wyalienowane indywiduum czy współczesny wieszcz ?
W niniejszym tekście skupiłam się przede wszystkim na analizie dwóch postaci figuralnych. Rzeźby te należą do najnowszych prac Bednarczyka. Po raz pierwszy w twórczości artysty pojawia się postać ludzka, a wraz z nią pewne jakby wahanie, wątpliwość, może eksperyment: porzucenie „pitagorejskiego snu”. Zamiast niego słyszę w oddali (choć to bardzo cichy głos) powoli dojrzewającą akceptację dla domagających się uwagi - choć trudnych do ujęcia w racjonalne klamry - anomalii. Zastanawiam się zatem, czy gdyby On i Omnia vidit egzystowali w siedemnastym „wieku rozumu”, dołączyliby do grona „odprawionych”? Z całą pewnością. „Wielkie zamknięcie”, o którym wspomina Foucault, dotyczyło wyrzutków społeczeństwa. Rejestry internowanych ówczesnej Europy, obok żebraków, nierobów i prostytutek, wymieniają obłąkanych, tych o pomieszanym rozumie, przez boskie moce oświeconych oraz wizjonerów. Być może w dźwiękach wydawanych przez Wszystkowidzącą usłyszymy polifoniczną pieśń o rzeczach pierwszych i ostatnich – pieśń „szaleńców” wielu pokoleń.
Adriana Zimnowoda (fragment tekstu z katalogu wystawy)
Powrót