Wszystko to trzeba było sobie wyobrazić...

Wernisaż: 2016-09-08 19:00


Najnowszy projekt Urszuli Tarasiewicz, fotografki dokumentalistki, żyjącej na co dzień w Łodzi, nie jest jedynie o tym mieście. To przede wszystkim alegoryczna opowieść o świecie i jego przemijalności, budowaniu domu i nieuniknionych zmianach w jego funkcjonowaniu. W Łodzi to znana historia. Bogaty przedsiębiorca Izrael Poznański, chcąc zapewnić siłę roboczą dla swojej fabryki, postanawia w jej pobliżu wybudować robotnicze mieszkania. Tak powstawały łódzkie famuły, czy śląskie familioki. Takich przykładów można zresztą podać o wiele więcej. Pełniły ważną rolę w rozwoju przemysłu i zwykle dzieliły los fabryk swoich fundatorów, po upływie ich świetności zmieniały funkcję budynków. Nie inaczej jest z famułami przy ulicy Ogrodowej w Łodzi, których dotyczy wystawa zdjęć Urszuli Tarasiewicz.

Izrael Poznański (1833-1900) to jedna z ikon Łodzi. Jego monumentalna fabryka zlokalizowana po drugiej stronie ulicy Ogrodowej róg Zachodniej, wraz z kompleksem domów robotniczych, stanowiła prawdziwe miasto w mieście. W swoim szczytowym okresie mieszkało tu i pracowało łącznie blisko 7000 ludzi. Wraz z końcem imperium Poznańskiego, rozpoczęła się powolna agonia famuł i ich mieszkańców. Jej zwieńczeniem było postawienie w stan likwidacji zakładów Poltex w 1991 roku. Famuły stały się ziemią niczyją, a ich mieszkańcy pozostawieni sami sobie. Ten stan mógłby trwać wiecznie, gdyby nie projekt Mia100 Kamienic, w ramach którego w 2014 roku ruszył generalny remont dawnego zaplecza mieszkaniowego fabryki Poznańskiego. Remont poprzedził długotrwały proces wykwaterowania wszystkich mieszkańców. Wtedy na ulicy Ogrodowej pojawiła się Urszula Tarasiewicz, która zajęła się dokumentowaniem pustostanów.
Urszula przyznaje: Zawsze chciałam być panem od liczników, by móc podejrzeć, jak mieszkają ludzie. To mnie fascynowało od dzieciństwa, bo sposób urządzenia mieszkania bardzo wiele mówi o samych mieszkańcach. Czy dekorują je zdjęciami swoich pradziadków, czy też wolą wieszać na ścianach kalendarze z gołymi paniami. Tutaj zadanie było trudniejsze, ponieważ widząc opuszczone lokale, wszystko to trzeba było sobie wyobrazić.

Faktycznie. Ze zdjęć Tarasiewicz spoglądają na nas opuszczone pokoje, odrapane ściany, z których ktoś wypruł instalację elektryczną i na których czas odcisnął kontury stojących tu niegdyś mebli czy wiszących obrazów. Przywykliśmy do takich zdjęć. Oglądamy je za każdym razem, gdy wystąpią rzeki lub gdy przewalą się silne wiatry. Ale o ile w tych przypadkach takie widoki są śladem niszczycielskich sił natury, tak tutaj - wszystko jest dziełem człowieka. Tym większa jest moc tych fotografii.

Pomieszczenia famuł przy Ogrodowej na zdjęciach porażają swoją bezwzględnością, chłodem. Jednocześnie nie pozwalają o sobie zapomnieć - pozostają na długo w pamięci i mimo woli kierują nasze myśli w stronę nieobecnych na nich postaci. Kim byli ludzie, którzy tu kiedyś mieszkali? Co się z nimi teraz dzieje? Jak ułożyło im się życie po opuszczeniu mieszkań, w których często żyli od wielu pokoleń? Czego symbolem są fototapety w maleńkich mieszkaniach będące próbą ucieczki od otaczającej rzeczywistości?

Ula Tarasiewicz oprowadza nas po świecie, który już odszedł, przeminął. Robi to nieśpiesznie, jakby chciała nam dać czas na dojście do konkluzji, że taka jest kolej rzeczy. Bowiem miasta są wyjątkową tkanką, która musi się ciągle rozwijać. Tak jest pomyślana, to jest jej istotą. Jeżeli na którymś etapie przestanie - mamy do czynienia z systematycznym i nieubłaganym upadkiem, z którego podnieść może jedynie rewolucja. Tuż obok, po drugiej stronie ulicy rewolucja się dokonała, fabryka Poznańskiego przeszła rewitalizację, gdzie powstał andel’s hotel. Przestrzenie fabryczne ożyły, na nowo zaczęły przyciągać ludzi, którzy dla mieszkańców famuł musieli się jawić, jak nie z tego świata. To musiało być dla nich prawdziwym wstrząsem cywilizacyjnym, kolejnym dowodem na wykluczenie.

Zdjęcia Tarasiewicz to proste kadry. Na próżno szukać w nich zabawy kompozycją, budowania ciekawych ujęć. Nie temu z resztą służą. One nie mają bawić, nie mają sprawić, że oglądając je poczujemy się dobrze. Mamy poczuć na własnej skórze, to uczucie smutku, jakie musiało towarzyszyć lokatorom tych wnętrz. Mamy poczuć szorstkość tego miejsca, które na naszych oczach odchodzi w przeszłość. Dzięki tym zdjęciom, zostanie w naszej pamięci.


Grzegorz Kosmala (sierpień 2016)



Galeria prac


Powrót