Wernisaż wystawy retrospektywnej Grzegorza Steca
W środę, 17 kwietnia o g. 18.00, w Białej Galerii CENTRUM Nowohuckiego Centrum Kultury odbył się wernisaż jubileuszowej wystawy malarstwa Grzegorza Steca.
W uroczystym otwarciu udział wzięli m.in. Stanisława Tabisz - Rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Joanna Warchoł - Prezes ZPAP Okręgu Krakowskiego, Gabriela Matuszek-Stec - Kierownik Podyplomowych Studiów Literacko-Artystycznych Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, Zbigniew Grzyb - Dyrektor Nowohuckiego Centrum Kultury, Joanna Lewińska - kierownik Galerii CENTRUM i kurator wystawy oraz autor.
Magdalena Doksa-Tverberg, Z-ca Dyrektora Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa, wręczyła autorowi odznaczenie Honoris Gratia, przyznawane przez prezydenta Krakowa osobom zasłużonym dla Miasta.
Mistrz światła w NCK
Mija siedemnaście lat od poprzedniej wystawy przeglądowej malarstwa Grzegorza Steca w Galerii Nowohuckiego Centrum Kultury. To okazja nie tylko do przypomnienia dawnych i zobaczenia najnowszych obrazów tego artysty, ale przede wszystkim do kolejnego spotkania ze sztuką niezwykle piękną, dojrzałą i – last but not least – mądrą.
„Artysta nie jest […] dzieckiem szczęścia, nie ma prawa żyć bez obowiązków – ma wykonywać ciężką pracę, która będzie niejednokrotnie jego drogą krzyżową. Musi zdawać sobie sprawę z tego, że wszystko, co zrobi, każde jego uczucie i każda myśl składa się na niedające się wprawdzie dotknąć ręką, ale bardzo konkretne tworzywo, z którego powstają jego dzieła”1. Pamiętam dobrze, że gdy po raz pierwszy czytałam te słowa Wassilego Kandińskiego, od razu przyszedł mi do głowy Grzegorz – właśnie jako przykład artysty, dla którego sztuka jest obowiązkiem. Obowiązkiem nieustannego mierzenia się z pytaniami podstawowymi: o porządek świata, o kondycję człowieka, o sens (czy też jego brak) przemijania. Obowiązkiem mówienia czegoś istotnego, pobudzenia odbiorcy do myślenia. I choć wypracował własny styl dla wyrażenia owych dociekań, to ów intelektualny aspekt twórczości wydaje się szczególnie wart podkreślenia.
Którędy więc i dokąd prowadzi nas artysta? Obowiązek kuratora nakazuje, by powiedzieć, że każdy powinien sam szukać odpowiedzi na to pytanie. I do tego zachęcam. Uprzedzam jednak: nie będzie łatwo! Malarz zastawia bowiem na nas sidła: swoje piękne obrazy – perfekcyjne namalowane, porywające rozmachem i klarowną kompozycją, zarazem mistyczne, pełne tajemniczych znaków, kipiące podskórnymi emocjami. Wizje, które unoszą, uskrzydlają naszą wyobraźnię... Tylko czy podczas tej estetycznej uczty zechcemy podążyć również za myślą artysty? Poszukać klucza do rezultatów jego pracy? Pochylić się nie tylko nad językiem, ale też nad słowem? Do tego również zachęcam, bo artysta potrzebuje, żąda wręcz od nas, byśmy byli nie tylko świadkami, ale i uczestnikami jego wysiłku.
Próbując sama odczytać przesłanie malarstwa Grzegorza Steca, dochodzę do wniosku, że sięgnąć trzeba do samego początku procesu twórczego. Do chwili, gdy „wszystko się zaczyna”, gdy malarz spotyka się z nagim płótnem, gdy pędzel kreśli pierwszą smugę. To początek spowiedzi twórcy z własnych niepokojów, tęsknot, wątpliwości, obsesji i udręczeń. Momentem katharsis, od którego może ponownie rozliczać się ze sobą i ze światem. Nic jednak za darmo. Ceną bywa poczucie głębokiego osamotnienia, odpowiedzią zaś jest poszukiwanie tego, co najważniejsze – drugiego człowieka. Czasem stojącego gdzieś całkiem blisko, czasem ledwo majaczącego na horyzoncie, a kiedy indziej ginącego gdzieś w kosmicznej przestrzeni. Temu wyzwaniu – jak sądzę – Grzegorz Stec poświęcił swój niezwykły talent. I za to jestem mu wdzięczna.
Joanna Gościej-Lewińska
Kuratorka wystawy
Powrót