Tomasz Milanowski - ... nic nie dzieje się wprost...
Wernisaż: 2014-04-16 18:00:00
Przeobrażenia malarstwa Milanowskiego oscylowały dotąd konsekwentnie wokół dominującego tematu, który można rozumieć jako artystyczny asumpt. Był to kwiat - pozwalający rozegrać inne, nadrzędne wobec niego kwestie. Raz - pewnej wspólnoty znaczeń, podzielania systemu podstawowych znaków i symboli w obrębie kultury, schematów komunikacji. Dwa - by zbudować wrażenia z gatunku egzystencjalnych. Trzy - by zarazem z upodobaniem ćwiczyć się z możliwościami samego malarstwa. Malarz dowodził w pewnym sensie zoczywistnienia, zbanalizowania tego, co uchodzi za estetyczne. Balansował między estetyczną i aestetyczną aspiracją. Właściwie zrównał je, zapętlił, uzależnił od siebie. Poddał obróbce twórczość malarską z najściślejszego kanonu historycznego - strawestował „gestem” cykl Nenufarów Claude’a Moneta; dialogował z inspiracją-artefaktem. Nieodzownie, od początku także natura - z jej strukturami, tkanką - stanowiła środek umocowania pozostałych treści.
Nadal oglądamy te umowne kwiaty, które zostają rozczłonkowane do form sugestywnych - samych trajektorii pędzla mocno nasączonego barwnikiem. Ale także - rozlania niby lawy, plam niemal kleksowych, rozsmarowania jakby z palety malarskiej, coś co wygląda jak płomienie.
Mimo że widz z pewnością będzie odbierał nowe obrazy artysty wprost, to w tym malarstwie nic nie dzieje się wprost. Są zawiłe, ulegają rozmaitym rozedrganiom, fluktuacjom. I tu drzemie kreacja. Fluktuacja to kreacja. Konwencja stała się dynamiczna, uderza element zaskoczenia. Ogląd na całość wystawy ma powodować wrażenie, że te obrazy „kotłują" się ze sobą - odbijają od siebie „piłeczkę”; tak, siak, owak, wprost i odwrotnie, i jeszcze labilnie. Milanowski jest bez wątpienia nowy, zdumiewająco nowy – ale w gruncie rzeczy przemacerował w tym nowym dotychczasowe doświadczenia. Sito, świeże inspiracje, dojrzałość - to wszystko dało to nowe. To wyrasta z konsekwencji, a nie z negacji czy ucieczki. A malarstwo jest tu po prostu samym malarstwem. Niemniej artysta stawia sobie w tle pytania. Jakie są możliwości malarstwa? Ograniczone czy nieograniczone? Jaka jest wolność w obrazie? Jaki stawia on opór? Czy malarskie, estetyczne kody są osamotnione? Czy malarstwo to zawężone pole widzenia czy nie?
Milanowski proponuje także nowoczesną, opartą na konwencji zaprzeczenia, dziś wielokrotnego zaprzeczenia, wersję piękna. A piękno jest dla niego ambiwalentne - jest i nie jest, jest od niechcenia i bywa natrętne, uwodzi wybujałym kwitnieniem, które niczego nie rodzi, i jest pociągającym kłopotem. Bez wątpienia ta sztuka opiera się na zamyśle estetycznym, posiada wartość estetyczną i, co najważniejsze, wywołuje przeżycia estetyczne. Ten estetyzm jest właściwie otwartym pytaniem o estetyzm.
Ciekłe powierzchnie, lejące kształty, lśnienie, soczystość, witalność – to wszystko jest na wskroś sensualne. Stąd organiczne niemal rozpasanie. Jest i druga strona medalu - namysł, dyscyplina i powściągliwość. Namiętność i precyzja malowania ścigają się w każdym obrazie.
Wystawa Fluktuacje, prezentowana w Galerii Bardzo Białej w Warszawie, składa się wyłącznie z obrazów specjalnie namalowanych z jej przyczyny, jest oczywiście premierowa. Malarz działa z dużą siłą, jest ekspresyjny i w tym skuteczny - widz nie postanie obojętny.
Magdalena Sołtys (kurator wystawy)
Powrót