Rozbiórka żelaznej kurtyny
Wystawa polskich artystów z najwyższej półki w starej chłodni Berlina była już sama w sobie symbolem. Miała udowodnić, że lody pękły i nic już nie zakłóci ocieplenia stosunków polsko- niemieckich. Udało się, -Pełny sukces! Kto jednak dokonał tego na prawdę?
To artyści ze szmatami i młotkami w rękach doprowadzili do stanu używalności budynek, który jeszcze w przededniu wernisażu przypominał plac budowy. Organizator niemiecki nie zdążył z remontem ale warunki robocze nie przeszkadzają prezentacji sztuki współczesnej. Znamy to choćby z weneckiego Arsenału. Poszły więc w ruch piły i wiertarki w rękach instalatorów, ,performerów, twórców videoartu ale również rzeźbiarzy i malarzy. Novum tej wystawy stanowi zamysł pokazania kreacji artystycznej w wielu wymiarach a więc zarówno filmu jak architektury, sztuki kuratorskiej wreszcie współczesnej muzyki poważnej, reprezentowanej przez młodych, lecz już uznanych kompozytorów. Tego karkołomnego przedsięwzięcia organizacyjnego podjęła się Fundacja Paryż. Niewielka lecz prężna i ambitna organizacja pożytku publicznego z Katowic. Kuratorem został artysta interdyscyplinarny Piotr Szmitke, który odwołał się do hasła recyklingu żelaznej kurtyny, formułując przekorną tezę o konieczności pokojowego wykorzystania jej szczątków, które materializują się pod wpływem skażenia konsumpcjonizmem.
Dla młodych żelazna kurtyna, staje się już tylko gadżetem, atrakcją turystyczną, dla starszych złym wspomnieniem, odpryski którego wyczuwalne są jednak, czasami kłując dotkliwie ironią i sarkazmem. Dobór artystów był wynikiem chęci udowodnienia, iż sztuka polska nie kończy się (jak sądzi wielu obserwatorów w Europie) na pięciu artystach, ale posiada głęboką bazę twórców równie wartościowych, jak ci, których nazwiska w kółko celebrują media.
Koncepcja wystawy zakłada również pewną niespodziankę dla amatorów sztuki, a nawet pułapka dla wytrawnych jej znawców. Wśród artystów znanych odkryjemy 4 nowe nazwiska, zagadki. Artyści o których informacje zawiera jedynie katalog. Autor wystawy, twórca pojęcia "metaweryzmu" stawia pytanie czym jest prawda i gdzie zaczyna się fikcja, symulacja, w świecie zmanipulowanym przez rynek.
Projekt ten rodził się długo, zmieniając wersje. Początkowo zakładał obróbkę wielkich kawałków metalu z rozbiórki stoczni gdańskiej, które spocząć miały w Strasburgu, na łące, przed gmachem Rady Europy. Fragment zmaterializowanej fikcji, która tracąc swą fikcyjność, straciła moc. Potem dzięki konsultacjom z wybitnym autorytetem w dziedzinie sztuki Andą Rottenberg rozrosła się do rozmiarów międzynarodowej akcji zamiany dawnej linii dzielącej kontynent na linię łączącą kraje ciągiem artystycznych akcji. Kolejną inspiracją były rozmowy z Hanną Wróblewską, które uświadomiły mi narastającą w artystach potrzebę wypowiadania się na tematy społeczne i kreowanie tą drogą własnej, twórczej tożsamości. Wioną 2011 pojawiła się możliwość urządzenia ekspozycji w Kuhlhaus. Zważywszy, że to dawna chłodnia miejska, zdawało się, iż trudno o lepszy symbol zmian, idei modyfikacji i recyklingu zarówno w sferze materialnej jak duchowej. Znajdujemy się przecież w dawnej chłodni, która ogrzewa nas emocjami, dostarczanymi przez sztukę. W kontekst miejsca wpisało się idealnie dzieło procesualne Jerzego Kaliny - przykryte stopniowo topniejącymi lodowymi blokami fotografie śląskich rodzin.
Do udziału w wystawie zaproszono artystów, reprezentujących najwyższy poziom artystyczny ale i wysoki pułap wrażliwości społecznej i politycznej. Dominuje wciąż postawa krytyczna, choć trudno dziś wyznaczać granice przekazu artystycznego metodami ekonomistów. Kryzys naszych czasów nie ominął sztuki, ba, powiedzieć można, że wystąpił na jej terenie z wyraźnym wyprzedzeniem. Wystawa przypomina jednak, że w świecie sztuki kryzys jest przywilejem. Artysta nie odmawia roli królika doświadczalnego, testera systemu, w którym funkcjonuje rzeczywistość. Ma obowiązek permanentnego podważania i weryfikacji tego, co przestaje być źródłem refleksji, inspiracją do dalszych poszukiwań a staje się jedynie rynkiem. Pechową okoliczność stanowiło wystawienie przez niemieckiego właściciela obiektu w godzinę po wernisażu spektaklu tańca współczesnego o charakterze edukacyjny i poziomie amatorskim, którego organizacja nie pozwoliła na pełną kontemplację sztuki przez publiczność. Nie ma jednak nic złego, co by nie wyszło na dobre, akcja promocyjna bowiem, zorganizowana przez stronę niemiecką przysłużyła się wystawie, sprowadzając tłumy zwiedzających.
Powrót
To artyści ze szmatami i młotkami w rękach doprowadzili do stanu używalności budynek, który jeszcze w przededniu wernisażu przypominał plac budowy. Organizator niemiecki nie zdążył z remontem ale warunki robocze nie przeszkadzają prezentacji sztuki współczesnej. Znamy to choćby z weneckiego Arsenału. Poszły więc w ruch piły i wiertarki w rękach instalatorów, ,performerów, twórców videoartu ale również rzeźbiarzy i malarzy. Novum tej wystawy stanowi zamysł pokazania kreacji artystycznej w wielu wymiarach a więc zarówno filmu jak architektury, sztuki kuratorskiej wreszcie współczesnej muzyki poważnej, reprezentowanej przez młodych, lecz już uznanych kompozytorów. Tego karkołomnego przedsięwzięcia organizacyjnego podjęła się Fundacja Paryż. Niewielka lecz prężna i ambitna organizacja pożytku publicznego z Katowic. Kuratorem został artysta interdyscyplinarny Piotr Szmitke, który odwołał się do hasła recyklingu żelaznej kurtyny, formułując przekorną tezę o konieczności pokojowego wykorzystania jej szczątków, które materializują się pod wpływem skażenia konsumpcjonizmem.
Dla młodych żelazna kurtyna, staje się już tylko gadżetem, atrakcją turystyczną, dla starszych złym wspomnieniem, odpryski którego wyczuwalne są jednak, czasami kłując dotkliwie ironią i sarkazmem. Dobór artystów był wynikiem chęci udowodnienia, iż sztuka polska nie kończy się (jak sądzi wielu obserwatorów w Europie) na pięciu artystach, ale posiada głęboką bazę twórców równie wartościowych, jak ci, których nazwiska w kółko celebrują media.
Koncepcja wystawy zakłada również pewną niespodziankę dla amatorów sztuki, a nawet pułapka dla wytrawnych jej znawców. Wśród artystów znanych odkryjemy 4 nowe nazwiska, zagadki. Artyści o których informacje zawiera jedynie katalog. Autor wystawy, twórca pojęcia "metaweryzmu" stawia pytanie czym jest prawda i gdzie zaczyna się fikcja, symulacja, w świecie zmanipulowanym przez rynek.
Projekt ten rodził się długo, zmieniając wersje. Początkowo zakładał obróbkę wielkich kawałków metalu z rozbiórki stoczni gdańskiej, które spocząć miały w Strasburgu, na łące, przed gmachem Rady Europy. Fragment zmaterializowanej fikcji, która tracąc swą fikcyjność, straciła moc. Potem dzięki konsultacjom z wybitnym autorytetem w dziedzinie sztuki Andą Rottenberg rozrosła się do rozmiarów międzynarodowej akcji zamiany dawnej linii dzielącej kontynent na linię łączącą kraje ciągiem artystycznych akcji. Kolejną inspiracją były rozmowy z Hanną Wróblewską, które uświadomiły mi narastającą w artystach potrzebę wypowiadania się na tematy społeczne i kreowanie tą drogą własnej, twórczej tożsamości. Wioną 2011 pojawiła się możliwość urządzenia ekspozycji w Kuhlhaus. Zważywszy, że to dawna chłodnia miejska, zdawało się, iż trudno o lepszy symbol zmian, idei modyfikacji i recyklingu zarówno w sferze materialnej jak duchowej. Znajdujemy się przecież w dawnej chłodni, która ogrzewa nas emocjami, dostarczanymi przez sztukę. W kontekst miejsca wpisało się idealnie dzieło procesualne Jerzego Kaliny - przykryte stopniowo topniejącymi lodowymi blokami fotografie śląskich rodzin.
Do udziału w wystawie zaproszono artystów, reprezentujących najwyższy poziom artystyczny ale i wysoki pułap wrażliwości społecznej i politycznej. Dominuje wciąż postawa krytyczna, choć trudno dziś wyznaczać granice przekazu artystycznego metodami ekonomistów. Kryzys naszych czasów nie ominął sztuki, ba, powiedzieć można, że wystąpił na jej terenie z wyraźnym wyprzedzeniem. Wystawa przypomina jednak, że w świecie sztuki kryzys jest przywilejem. Artysta nie odmawia roli królika doświadczalnego, testera systemu, w którym funkcjonuje rzeczywistość. Ma obowiązek permanentnego podważania i weryfikacji tego, co przestaje być źródłem refleksji, inspiracją do dalszych poszukiwań a staje się jedynie rynkiem. Pechową okoliczność stanowiło wystawienie przez niemieckiego właściciela obiektu w godzinę po wernisażu spektaklu tańca współczesnego o charakterze edukacyjny i poziomie amatorskim, którego organizacja nie pozwoliła na pełną kontemplację sztuki przez publiczność. Nie ma jednak nic złego, co by nie wyszło na dobre, akcja promocyjna bowiem, zorganizowana przez stronę niemiecką przysłużyła się wystawie, sprowadzając tłumy zwiedzających.
Powrót