Portrety, portety i... piękna epoka
Warszawską edycję wystawy wielkiej malarki przygotowano na 150. rocznicę jej urodzin. Zakończona niecały miesiąc temu ekspozycja dorobku Olgi Boznańskiej w krakowskim Muzeum Narodowym osiągnęła frekwencyjny sukces. Można śmiało założyć, że podobnie będzie w Warszawie.
Przeniesiona do stołecznego muzeum, wcale nie jest tym samym pokazem. W warszawskiej wystawie pobrzmiewa echo XIX-wiecznego Krakowa, który ukształtował młodą Boznańską - i paryskie studio, a co znacznie ważniejsze - paryski kontekst. I nie tylko z powodu przedmiotów żywcem przeniesionych z wyżej wymienionych miejsc.
Ta ekspozycja wyzwala emocje kiedy wchodzimy w tłum zacnych mieszczuchów i wykwintnych arystokratów z minionej epoki, wśród których mignie czasem jakaś chłopka zauważona z racji szczególnego nakrycia głowy.
Wobec wszystkich malarka stosowała ten sam klucz: sadzała, unieruchamiała, męczyła monotonią pozowania. Im dłużej malowała, tym bardziej zacierała rysy. Za to wydobywała mowę ciała - prawdę o całości - o portretowanym.
Powrót