Michał Moląg - Portrety Pana ORety
Czego ty szukasz w portowych zaułkach nieprzystojnych wziętemu portreciście amsterdamskich patrycjuszy? – pytał stary Harmen van Rijn syna Rembrandta z troską w głosie. Jak wiemy, od pierwszych obrazów nie pociągał malarza ideał klasycznego piękna i nie podzielał renesansowego zamiłowania do naukowego poznania przez kreację artystyczną, rozumność sztuki i oryginalność formy znajdował w realizmie życia codziennego i w twarzach ludzi z nizin społecznych.
Szukał prawdy, jaką można wypowiedzieć tylko pędzlem. Szukał malarstwa jako takiego. Błyskiem oka, zaznaczeniem zmarszczki na czole dawał znać o stanie wewnętrznym odmalowanej postaci i własnym. Rembrandt wprowadził do portretu egzystencjalny dramat. Michał Moląg prawie cztery wieki później postępuje tak samo. Zbiera na warszawskim Podwalu ulotki agencji towarzyskich, zaprasza na kanapę w kolorze indygo do natolińskiej pracowni znajomych, przyjaciół, rodzinę, ale też indywidua z zapisanym w nich losem – ciemnym, zagmatwanym, za trudnym, zawodnym. Ludzka twarz i postać to temat niewyczerpany w każdym punkcie czasowym wewnętrznego rozwoju malarstwa europejskiego. Moląg doskonale zna wszystkie etapy i kamienie milowe pozostawione przez poprzedników, sam też uczy uzdolnioną młodzież, ma wielką sprawność warsztatową , która się bierze z nieustannego przynaglania ręki indywidualnością i rozumowanym zaciekawieniem: jak to z malarstwem jest TERAZ? W toku historii zmieniają się teorie malarskie i filozoficzne, ale nie zmienia się rzeczywistość ani człowiek. Świat zmysłowy jest prawdziwy, ponieważ stanowi realizację boskiego zamysłu. Z tym założeniem Michał Moląg nie dyskutuje, ono się samoistnie weryfikuje w procesie powstawania obrazu. Spostrzeżenie zmysłowe musi ujmować istniejący przedmiot – tak się przenosi do sztuki realność. Lecz ona jest nie tylko przedmiotem fizycznym, także nie fizycznym, procesem, zdarzeniem. W naszej współczesności nie pytamy o byt czy substancję, raczej o to, czym jest rzeczywistość, czym jest to, co realne? Nie dziwi, że po latach malowania martwych natur Michał Moląg przeniósł swoje zainteresowanie na człowieka, sadza go przed sztalugą i wchodzi w rozmowę. Rozszerza w ten sposób pytanie o realność na nierozpoznane pole sytuacji, stanów, relacji z drugim - innym i autonomicznym. Z takich seansów powstaje kompozycja czytelna jako niepodzielna całość wewnętrznej mapy portretowanego i własnego stanu artysty, zapisu momentu historycznego i talentu autora. Obrazy posadowione mocno na gruncie ontologicznym nie są trendy, ale może właśnie one przekazują to, co rzeczywiste i niezmienne nowym czasom? A do tego radują oczy i są przylądkiem dla umysłu w morzu ponowoczesnej niepewności.
Powrót
Szukał prawdy, jaką można wypowiedzieć tylko pędzlem. Szukał malarstwa jako takiego. Błyskiem oka, zaznaczeniem zmarszczki na czole dawał znać o stanie wewnętrznym odmalowanej postaci i własnym. Rembrandt wprowadził do portretu egzystencjalny dramat. Michał Moląg prawie cztery wieki później postępuje tak samo. Zbiera na warszawskim Podwalu ulotki agencji towarzyskich, zaprasza na kanapę w kolorze indygo do natolińskiej pracowni znajomych, przyjaciół, rodzinę, ale też indywidua z zapisanym w nich losem – ciemnym, zagmatwanym, za trudnym, zawodnym. Ludzka twarz i postać to temat niewyczerpany w każdym punkcie czasowym wewnętrznego rozwoju malarstwa europejskiego. Moląg doskonale zna wszystkie etapy i kamienie milowe pozostawione przez poprzedników, sam też uczy uzdolnioną młodzież, ma wielką sprawność warsztatową , która się bierze z nieustannego przynaglania ręki indywidualnością i rozumowanym zaciekawieniem: jak to z malarstwem jest TERAZ? W toku historii zmieniają się teorie malarskie i filozoficzne, ale nie zmienia się rzeczywistość ani człowiek. Świat zmysłowy jest prawdziwy, ponieważ stanowi realizację boskiego zamysłu. Z tym założeniem Michał Moląg nie dyskutuje, ono się samoistnie weryfikuje w procesie powstawania obrazu. Spostrzeżenie zmysłowe musi ujmować istniejący przedmiot – tak się przenosi do sztuki realność. Lecz ona jest nie tylko przedmiotem fizycznym, także nie fizycznym, procesem, zdarzeniem. W naszej współczesności nie pytamy o byt czy substancję, raczej o to, czym jest rzeczywistość, czym jest to, co realne? Nie dziwi, że po latach malowania martwych natur Michał Moląg przeniósł swoje zainteresowanie na człowieka, sadza go przed sztalugą i wchodzi w rozmowę. Rozszerza w ten sposób pytanie o realność na nierozpoznane pole sytuacji, stanów, relacji z drugim - innym i autonomicznym. Z takich seansów powstaje kompozycja czytelna jako niepodzielna całość wewnętrznej mapy portretowanego i własnego stanu artysty, zapisu momentu historycznego i talentu autora. Obrazy posadowione mocno na gruncie ontologicznym nie są trendy, ale może właśnie one przekazują to, co rzeczywiste i niezmienne nowym czasom? A do tego radują oczy i są przylądkiem dla umysłu w morzu ponowoczesnej niepewności.
Powrót