Marta Kochanek-Zbroja - Spotkania
Kiedy Marta Kochanek-Zbroja zaczynała myśleć o tworzeniu wystawy w warszawskiej Galerii Promocyjnej, postanowiła oprzeć ją na kontraście. Skonfrontować ze sobą świat PRL-u z 60. i 70. lat z tak zwanym Zachodem, czyli Europą marzeń każdego ówczesnego Polaka. Zakładała, że ta konfrontacja wypadnie ostro i dynamicznie. Jak sama przyznaje, nic takiego się nie stało.
Okazało się natomiast, że w sferze prywatnych historii taki kontrast był niewielki. Oczywiście Polak był ubrany gorzej i jeździł na nartach marki Polsport, wnętrza polskich dworców były bardziej zgrzebne, a w sklepach na półkach leżała nicość, a na hakach wisiał pojedyńczy, smętny kawał słoniny. To znaczna część naszej historii, znamy ją i nie budzi ona zaskoczenia. Na Zachodzie było bogaciej, czyli w sensie malarskiem, bardziej dekoracyjnie. Niemniej jeśli spojżeć na obrazy Marty, tworzone w specyficznej dla niej manierze dziecięcej kolorowanki, to różnice nie są specjalnie widoczne.
Zawsze mówimy, że Polska tamtych czasów była szara, a świat zachodni kolorowy. Kiedy Marta Kochanek-Zbroja zabiera ze swoich obrazów kolor, pozostawiając tylko kontury do samodzelnego wypełnienia barwą przez wyobraźnie widza, to okazuje się, że opowieści nasze, i te zza berlińskiego muru, są do siebie zbliżone. Oczywiście pamiętać trzeba, że cały czas operujemy prywatnymi biografiami i kadrami zatrzymanymi w naszej pamięci przy pomocy familijnego aparatu fotograficznego.
Sposob na malarstwo Marty Kochanek-Zbroi niewątpliwie, na starcie jej artystycznej kariery, wyrożnił ją z licznego grona rówieśników opuszczających mury kliku polskich ASP. Autorka "wzięła na warsztat" książeczki do kolorowania przeznaczone dla dzieci, takie jak choćby pamiętane z dzieciństwa zeszyty "Wesołe minuty". Znajdowały się w nich różne zadania rysunkowe: połącz kropki, wypełnij kolorem, dorysuj fragment. W malarstwie Marta posługuje się tą samą estetyką: stosuje tylko kontur, barwę nadaje niektórym polom, tak jak dzieci używa czystych "flamastrowych" barw, płaszczyznę przedstawienia dekoruje małymi numerkami służącymi do budowania nowych form rysunkowych. Jest w tym jednak świadomie nieskrupulatna i niedosłowna. Nie realizuje zadania, a tylko używa wybranej etetyki. W konsekwencji zamalowane pola budują przedstawienie, zastosowane numery po połączeniu nie stworzą żadnego obiektu, zresztą do połączenia się nie nadają, bo nie odliczają się kolejno a niektore powtarzają. Jest w jej malarstwie też nieco nostalgii za PRL-em i naturalnej tęsknoty do dzieciństwa. Fizyczne cechy jej postaci nie nawiązują do mody i stylu współczesnego, a "datują się" na okres, w którym takie książeczki dla dzieci były wydawane. Obecnie maluchy bawią sie już zupełnie innymi książeczkami.
Wybrany sposób kreacji Marta Kochanek-Zbroja eksploatuje silnie, nie tylko w warstwie plastycznej, ale także narracyjnej. Wystawa w Promocyjnej jest na to dowodem. Pomysł na ekspozycję wyniknął z jednej z typowych w kolorowankach zabaw - "znajdź rożnice", która polegała na porównaniu dwóch różnych obrazków. W Promocyjnej porobnujemy dwie sale wystawowe, i choć początkowe założenie autorki nie sprawdziło się w stu procentach, bo różnic między Polską a Zachodem znajdujemy niewiele, to jednak jej idea jest czytelna.
Powrót
Okazało się natomiast, że w sferze prywatnych historii taki kontrast był niewielki. Oczywiście Polak był ubrany gorzej i jeździł na nartach marki Polsport, wnętrza polskich dworców były bardziej zgrzebne, a w sklepach na półkach leżała nicość, a na hakach wisiał pojedyńczy, smętny kawał słoniny. To znaczna część naszej historii, znamy ją i nie budzi ona zaskoczenia. Na Zachodzie było bogaciej, czyli w sensie malarskiem, bardziej dekoracyjnie. Niemniej jeśli spojżeć na obrazy Marty, tworzone w specyficznej dla niej manierze dziecięcej kolorowanki, to różnice nie są specjalnie widoczne.
Zawsze mówimy, że Polska tamtych czasów była szara, a świat zachodni kolorowy. Kiedy Marta Kochanek-Zbroja zabiera ze swoich obrazów kolor, pozostawiając tylko kontury do samodzelnego wypełnienia barwą przez wyobraźnie widza, to okazuje się, że opowieści nasze, i te zza berlińskiego muru, są do siebie zbliżone. Oczywiście pamiętać trzeba, że cały czas operujemy prywatnymi biografiami i kadrami zatrzymanymi w naszej pamięci przy pomocy familijnego aparatu fotograficznego.
Sposob na malarstwo Marty Kochanek-Zbroi niewątpliwie, na starcie jej artystycznej kariery, wyrożnił ją z licznego grona rówieśników opuszczających mury kliku polskich ASP. Autorka "wzięła na warsztat" książeczki do kolorowania przeznaczone dla dzieci, takie jak choćby pamiętane z dzieciństwa zeszyty "Wesołe minuty". Znajdowały się w nich różne zadania rysunkowe: połącz kropki, wypełnij kolorem, dorysuj fragment. W malarstwie Marta posługuje się tą samą estetyką: stosuje tylko kontur, barwę nadaje niektórym polom, tak jak dzieci używa czystych "flamastrowych" barw, płaszczyznę przedstawienia dekoruje małymi numerkami służącymi do budowania nowych form rysunkowych. Jest w tym jednak świadomie nieskrupulatna i niedosłowna. Nie realizuje zadania, a tylko używa wybranej etetyki. W konsekwencji zamalowane pola budują przedstawienie, zastosowane numery po połączeniu nie stworzą żadnego obiektu, zresztą do połączenia się nie nadają, bo nie odliczają się kolejno a niektore powtarzają. Jest w jej malarstwie też nieco nostalgii za PRL-em i naturalnej tęsknoty do dzieciństwa. Fizyczne cechy jej postaci nie nawiązują do mody i stylu współczesnego, a "datują się" na okres, w którym takie książeczki dla dzieci były wydawane. Obecnie maluchy bawią sie już zupełnie innymi książeczkami.
Wybrany sposób kreacji Marta Kochanek-Zbroja eksploatuje silnie, nie tylko w warstwie plastycznej, ale także narracyjnej. Wystawa w Promocyjnej jest na to dowodem. Pomysł na ekspozycję wyniknął z jednej z typowych w kolorowankach zabaw - "znajdź rożnice", która polegała na porównaniu dwóch różnych obrazków. W Promocyjnej porobnujemy dwie sale wystawowe, i choć początkowe założenie autorki nie sprawdziło się w stu procentach, bo różnic między Polską a Zachodem znajdujemy niewiele, to jednak jej idea jest czytelna.
Powrót