Marta Gogłuska - Sztuka integralna
Wernisaż: 2008-05-20 18:00:00
W Galerii 022 na Mazowieckiej zaprezentowała wystawę niezwykłych rysunków Marty Gogłuskiej.
Jej prace są prymitywne, w tym znaczeniu, że prawdziwe, nie naśladują żadnych wzorców, nie wpisują się w żadną z obecnych stylistyk, tym bardziej, że artystka nie ma wyższego wykształcenia plastycznego. Można powiedzieć, że istnieją jako odnoga, margines sztuki tworzonej współcześnie. Właśnie dlatego, że są ponadczasowe, nic nie wskazuje na to, że powstały w XXI wieku. Wręcz przeciwnie, mogły zostać narysowane w jakiejkolwiek innej epoce.
Malarka należy do tych twórców, którzy podążają całkowicie własną drogą, są tym tak pochłonięci, że nawet jakby nie wiedzą co dzieje się w sztuce współczesnej, nie jest im to do niczego potrzebne.
Na wystawie „Sztuka integralna” pokazane są rysunki głów. Twarze są psychodeliczne – składają się z malutkich kresek, kropek, kółeczek, przecinków, bardzo zróżnicowanych i precyzyjnych form, które tworzą piękne ornamenty - podobnie jak w twórczości Józefa Gielniaka. W pracach jest wiele odniesień – np. Madonny – jej ulubiony temat - przypominają malarstwo renesansu - zmysłowe twarze Leonarda da Vinci. Inne – podobne są do litografii o tematyce religijnej, jakie można spotkać w starej podwórkowej kapliczce. Kolor w nich jest uproszczony, nasycony, twarze Madonn natchnione i święte, wykonane jak z koronki. Jakby tego było mało Marta Gogłuska prezentuje swoje wiersze. To jeden z nich:
Boleść
Ten jedyny, dobrze wychowany,
Rozdarty na strzępki markowego ubranka,
Zadbany, rozkapryszony w tułaczce,
Ba najmniejsze ziarnko mamusi dla niego.
Syn z nowo malowanego obrazu
Warszawskiej, rodowitej ulicy.
Wystawa jest zaskakująca także z innego powodu – oprócz rysunków Marta Gogłuska przedstawia swoja teorię „Sztuki integralnej”. Zawiłe wykresy i tabele można próbować zrozumieć, ale też jest się czym pozachwycać - mimochodem są bardzo estetyczne – tam także widać rękę artystki.
Powrót
Jej prace są prymitywne, w tym znaczeniu, że prawdziwe, nie naśladują żadnych wzorców, nie wpisują się w żadną z obecnych stylistyk, tym bardziej, że artystka nie ma wyższego wykształcenia plastycznego. Można powiedzieć, że istnieją jako odnoga, margines sztuki tworzonej współcześnie. Właśnie dlatego, że są ponadczasowe, nic nie wskazuje na to, że powstały w XXI wieku. Wręcz przeciwnie, mogły zostać narysowane w jakiejkolwiek innej epoce.
Malarka należy do tych twórców, którzy podążają całkowicie własną drogą, są tym tak pochłonięci, że nawet jakby nie wiedzą co dzieje się w sztuce współczesnej, nie jest im to do niczego potrzebne.
Na wystawie „Sztuka integralna” pokazane są rysunki głów. Twarze są psychodeliczne – składają się z malutkich kresek, kropek, kółeczek, przecinków, bardzo zróżnicowanych i precyzyjnych form, które tworzą piękne ornamenty - podobnie jak w twórczości Józefa Gielniaka. W pracach jest wiele odniesień – np. Madonny – jej ulubiony temat - przypominają malarstwo renesansu - zmysłowe twarze Leonarda da Vinci. Inne – podobne są do litografii o tematyce religijnej, jakie można spotkać w starej podwórkowej kapliczce. Kolor w nich jest uproszczony, nasycony, twarze Madonn natchnione i święte, wykonane jak z koronki. Jakby tego było mało Marta Gogłuska prezentuje swoje wiersze. To jeden z nich:
Boleść
Ten jedyny, dobrze wychowany,
Rozdarty na strzępki markowego ubranka,
Zadbany, rozkapryszony w tułaczce,
Ba najmniejsze ziarnko mamusi dla niego.
Syn z nowo malowanego obrazu
Warszawskiej, rodowitej ulicy.
Wystawa jest zaskakująca także z innego powodu – oprócz rysunków Marta Gogłuska przedstawia swoja teorię „Sztuki integralnej”. Zawiłe wykresy i tabele można próbować zrozumieć, ale też jest się czym pozachwycać - mimochodem są bardzo estetyczne – tam także widać rękę artystki.
Powrót