Marek Dzwonkowski - Malarstwo
Człowiek malarsko usposobiony i wyedukowany w Akademii Sztuk Pięknych nigdy nie traci umiejętności ruchu ręki, spod której wychodzi obraz. Jak ma malować, kiedy się czuje obcy w głównych trendach swojego czasu? Może tak jak Marek Dzwonkowski zawrócić do punktu, z którego wszystko da się pomyśleć i zrobić jeszcze raz.
Kiedy wchodził na artystyczną drogę w ostatnich dekadach XX wieku, malarstwo nawrócone na figurację, zaczynało tworzyć własne światy oderwane od natury lub krytyczne wobec rzeczywistości, gruntowało się na kwestiach społecznych i politycznych, dekonstruowało cudze formy, czyściło do cna z ontologii i duchowości aż ciało stało się jedynym kosmosem podległym stwarzającej go świadomości. A Dzwonkowskiego najwidoczniej zawsze interesowała egzystencja i to wszystko, co z niej można wyrozumieć na przykład przez malowanie. Sztuka międzywojnia okazała się dla niego światem, w którym odnajdował bliskie sobie nastroje i artystyczne poszukiwania. Tamara Łempicka – czy to nie aberracja? Fotorealizm – po co? Kto szuka nowin, rzeczywiście, nic go w tych obrazach nie zaskoczy. Ale kto się zaangażuje w aurę z nich emanującą, zobaczy atrybuty tęsknot dodanych do portretów kobiet, w kubizującym modelunku – dystans do cielesności, w jaskrawych kolorach – krzyk. Nie chodzi o proste powtórzenie ani o popis warsztatowy, raczej o refleksję nad niezmiennością ludzkiej psychiki w przemijających uwarunkowaniach. W projekcjach wnętrz , w jakich mogłaby się poruszać Zofia Nałkowska albo Kazimiera Iłłakowiczówna zawarte jest pytanie o czas w sztuce. Tę myśl wywołują dyskretnie rzucone refleksy światła i wyrywają widok z bezruchu. Jest świat, są pory roku, przedziały historii i miara ludzkiego bytowania. Marek Dzwonkowski powściąga ekspresję wobec powagi metafizycznego porządku, jeśli dodaje trochę magii kolorem, to po to, żeby zaczepić myśl. To malarstwo mocne, wyraziste, dbałe o jakość wykonania i tyle samo liryczne, tylko z pozoru nie odniesione do współczesności. Pozwala odpocząć od ironii, złorzeczenia, pustych efektów. Pokazuje postawę autora i jego świat wewnętrzny.
Powrót
Kiedy wchodził na artystyczną drogę w ostatnich dekadach XX wieku, malarstwo nawrócone na figurację, zaczynało tworzyć własne światy oderwane od natury lub krytyczne wobec rzeczywistości, gruntowało się na kwestiach społecznych i politycznych, dekonstruowało cudze formy, czyściło do cna z ontologii i duchowości aż ciało stało się jedynym kosmosem podległym stwarzającej go świadomości. A Dzwonkowskiego najwidoczniej zawsze interesowała egzystencja i to wszystko, co z niej można wyrozumieć na przykład przez malowanie. Sztuka międzywojnia okazała się dla niego światem, w którym odnajdował bliskie sobie nastroje i artystyczne poszukiwania. Tamara Łempicka – czy to nie aberracja? Fotorealizm – po co? Kto szuka nowin, rzeczywiście, nic go w tych obrazach nie zaskoczy. Ale kto się zaangażuje w aurę z nich emanującą, zobaczy atrybuty tęsknot dodanych do portretów kobiet, w kubizującym modelunku – dystans do cielesności, w jaskrawych kolorach – krzyk. Nie chodzi o proste powtórzenie ani o popis warsztatowy, raczej o refleksję nad niezmiennością ludzkiej psychiki w przemijających uwarunkowaniach. W projekcjach wnętrz , w jakich mogłaby się poruszać Zofia Nałkowska albo Kazimiera Iłłakowiczówna zawarte jest pytanie o czas w sztuce. Tę myśl wywołują dyskretnie rzucone refleksy światła i wyrywają widok z bezruchu. Jest świat, są pory roku, przedziały historii i miara ludzkiego bytowania. Marek Dzwonkowski powściąga ekspresję wobec powagi metafizycznego porządku, jeśli dodaje trochę magii kolorem, to po to, żeby zaczepić myśl. To malarstwo mocne, wyraziste, dbałe o jakość wykonania i tyle samo liryczne, tylko z pozoru nie odniesione do współczesności. Pozwala odpocząć od ironii, złorzeczenia, pustych efektów. Pokazuje postawę autora i jego świat wewnętrzny.
Powrót