Marcin Burbo - Ogród rozkoszy ziemskich
Wernisaż: 2008-05-08 18:00:00
Fotografia cyfrowa stwarza obecnie ogromne możliwości przetwarzania obrazu fotograficznego. Takie przetworzenie Marcin Burbo uznał za swój środek ekspresji i eksploatuje go twórczo we własnych zdjęciach. W warszawskiej Składnicy Sztuki zaprezentował najnowszy cykl prac, których tematyka dotyczy człowieka.
Burbo nie operuje fotografią dosłowną, nie zaproponował dokumentalnych portretów, a impresję na temat ludzkiego wizerunku, będącą aluzją do stanów emocjonalnych i psychicznych ludzi oraz ich interakcji z innymi, i otoczeniem.
Tajemnicą autora jest, że prezentowane fotografie to tak na prawdę zdjęcia ekranu telewizora. Robione były w nocy, kiedy trafić można na erotyczne programy, oferty "gorących kociaków" i telezakupy z sexgadżetami. Wulgarne, dosadne i dosłowne, po sfotografowaniu i przetworzeniu okazały się delikatnymi, subtelnymi i pełnymi niuansów obrazami o silnym ładunku emocji, jednak emocji pozytywnych. Tajemnicę takiego sposobu i źródła kreacji unaocznia widzom jeden z montaży, prezentujący telewizyjne kadry przed obróbką, w wersji podstawowej, zawierającej nie tylko nagie pośladki, ale i numery telefonów. To istotny element wystawy, gdyż bez niego całość koncepcji nie byłaby zrozumiała.
Zdjęcia Marcina Burbo są bardzo malarskie. Istotnym nośnikiem ich ekspresji jest kolor, nie bez znaczenia też jest znaczny format odbitek, dzięki któremu plama barwna zyskuje niebagatelnie na sile wyrazu. Sfera erotyki jest dla nas często wstydliwa. Choć ciało ludzkie, zwłaszcza młode i wypielęgnowane może być piękne, to już akt seksualny, nawet jeśli patrząc na niego doświadczamy podniecenia, do pięknych nie należy. Inaczej jest, kiedy to my sami w nim uczestniczymy, kiedy towarzyszy temu miłość, zaufanie, uczucie. Fotografie Marcina Burbo pokazują wewnętrzną ludzką projekcję erotycznych uniesień, w jakimś stopniu przestrzegając przed zezwierzęceniem tej strony naszej natury.
Powrót
Burbo nie operuje fotografią dosłowną, nie zaproponował dokumentalnych portretów, a impresję na temat ludzkiego wizerunku, będącą aluzją do stanów emocjonalnych i psychicznych ludzi oraz ich interakcji z innymi, i otoczeniem.
Tajemnicą autora jest, że prezentowane fotografie to tak na prawdę zdjęcia ekranu telewizora. Robione były w nocy, kiedy trafić można na erotyczne programy, oferty "gorących kociaków" i telezakupy z sexgadżetami. Wulgarne, dosadne i dosłowne, po sfotografowaniu i przetworzeniu okazały się delikatnymi, subtelnymi i pełnymi niuansów obrazami o silnym ładunku emocji, jednak emocji pozytywnych. Tajemnicę takiego sposobu i źródła kreacji unaocznia widzom jeden z montaży, prezentujący telewizyjne kadry przed obróbką, w wersji podstawowej, zawierającej nie tylko nagie pośladki, ale i numery telefonów. To istotny element wystawy, gdyż bez niego całość koncepcji nie byłaby zrozumiała.
Zdjęcia Marcina Burbo są bardzo malarskie. Istotnym nośnikiem ich ekspresji jest kolor, nie bez znaczenia też jest znaczny format odbitek, dzięki któremu plama barwna zyskuje niebagatelnie na sile wyrazu. Sfera erotyki jest dla nas często wstydliwa. Choć ciało ludzkie, zwłaszcza młode i wypielęgnowane może być piękne, to już akt seksualny, nawet jeśli patrząc na niego doświadczamy podniecenia, do pięknych nie należy. Inaczej jest, kiedy to my sami w nim uczestniczymy, kiedy towarzyszy temu miłość, zaufanie, uczucie. Fotografie Marcina Burbo pokazują wewnętrzną ludzką projekcję erotycznych uniesień, w jakimś stopniu przestrzegając przed zezwierzęceniem tej strony naszej natury.
Powrót