Dyplomy 2008 Wydziału Malarstwa ASP w Warszawie
Wernisaż: 2008-09-25 19:00:00
Wydział Malarstwa warszawskiej ASP obchodzi w tym roku 60-lecie. Z tej okazji dyplomy 2008 zaprezentowano w przestronnych wnętrzach byłej wytwórni wódek Koneser na warszawskiej Pradze. Pofabryczna przestrzeń wypełniła się zapachem farb i metrami kwadratowymi płócien, jednak tylko kilka procent z tej obszernej całości zwróciło moją uwagę.
Wystawa obrazuje oczywistą oczywistość, że być artystą nie jest łatwo. Niestety większość jest zupełnie nieciekawa, dominują obrazy „podpatrzone”, czyli takie, które bardzo mocno nawiązują do znanych stylistyk, widać, że ich wykonawcy ratowali się przy pomocy nawiązań do sprawdzonych w sztuce form malarskich.
Młodych wciąż pociąga Gruppa, Andrzej Wróblewski, figuracja lat 70-tych, abstrakcje z lat 60-tych. Takie rzeczy można pooglądać w podręcznikach do historii sztuki, od młodych oczekiwałoby się przekory, rewolucji, nowości, ryzyka.
Tymczasem trudno o zaskoczenie. Na szczęście parę prac przyciągało uwagę, m.in. ulotne portrety Róży Litwy, bardzo oszczędne, wykonane kilkoma ruchami pędzla na białej powierzchni obrazu. Jej postaci jakby prześwietlone promieniami Roentgena mogą się kojarzyć z Andrzejem Wróblewskim, ale są jednocześnie namalowane w sposób indywidualny. Nagromadzenie malarskich szkiców tworzyło spójną, przejmującą opowieść.
Cieszyły oko pejzaże Magdy Firląg – nastrojowe i tajemnicze. Barwy w nich są nasycone, jednocześnie góry lub miasto oświetlone latarniami mają w sobie coś surrealnego, bajkowego.
Do ryzykantów mogę zaliczyć Pawła Dunala, kolory jego obrazów przypominają rozlaną zupę i może nie są najdelikatniejsze, ale cenię jego odwagę. W końcu żeby namalować zwariowane muchomory w lesie trzeba mieć trochę wyobraźni.
Ta wystawa pokazała, że nie każdy kto kończy Akademię jest artystą - to jednak przeznaczenie wybranych.
Powrót
Wystawa obrazuje oczywistą oczywistość, że być artystą nie jest łatwo. Niestety większość jest zupełnie nieciekawa, dominują obrazy „podpatrzone”, czyli takie, które bardzo mocno nawiązują do znanych stylistyk, widać, że ich wykonawcy ratowali się przy pomocy nawiązań do sprawdzonych w sztuce form malarskich.
Młodych wciąż pociąga Gruppa, Andrzej Wróblewski, figuracja lat 70-tych, abstrakcje z lat 60-tych. Takie rzeczy można pooglądać w podręcznikach do historii sztuki, od młodych oczekiwałoby się przekory, rewolucji, nowości, ryzyka.
Tymczasem trudno o zaskoczenie. Na szczęście parę prac przyciągało uwagę, m.in. ulotne portrety Róży Litwy, bardzo oszczędne, wykonane kilkoma ruchami pędzla na białej powierzchni obrazu. Jej postaci jakby prześwietlone promieniami Roentgena mogą się kojarzyć z Andrzejem Wróblewskim, ale są jednocześnie namalowane w sposób indywidualny. Nagromadzenie malarskich szkiców tworzyło spójną, przejmującą opowieść.
Cieszyły oko pejzaże Magdy Firląg – nastrojowe i tajemnicze. Barwy w nich są nasycone, jednocześnie góry lub miasto oświetlone latarniami mają w sobie coś surrealnego, bajkowego.
Do ryzykantów mogę zaliczyć Pawła Dunala, kolory jego obrazów przypominają rozlaną zupę i może nie są najdelikatniejsze, ale cenię jego odwagę. W końcu żeby namalować zwariowane muchomory w lesie trzeba mieć trochę wyobraźni.
Ta wystawa pokazała, że nie każdy kto kończy Akademię jest artystą - to jednak przeznaczenie wybranych.
Powrót