Anna Nasiłowska - Wielka wymiana widoków
Wernisaż: 2008-07-03 19:00:00
Green Gallery prezentuje wystawę wakacyjną. Zdjęcia Anny Nasiłowskiej z Senegalu pozwalają przenieść się w egzotyczny wymiar upalnej rzeczywistości. Jest na nich szmaragdowe morze, statki, czarnoskóre dzieci, które beztrosko biegają po plaży, psy w piasku, uśmiechnięci ludzie, dla których czas płynie inaczej niż tu w Europie.
Fotografie mają wymiar reportażowy, tzn. opisują codzienność odległego kraju i ma się wrażenie, że na moment przenosimy się tysiące kilometrów stąd. Te prace przywiodły mi na myśl mistrza opisu Afryki – Ryszarda Kapuścińskiego. Było to trafne przeczucie – na wernisażu pojawiła się żona Kapuścińskiego – Alicja.
Okazuje się, że Anna Nasiłowska znała reportera. Tak naprawdę jest bardziej pisarką niż fotografką, jest poetką i krytyczką literacką, a także profesorem kulturoznawstwa. Wyjeżdżała do Senegalu na zjazd Pen Clubu. Zdjęcia robiła przypadkiem, mimochodem, zupełnie nie myśląc o wystawie. Na dodatek służył jej do tego malutki aparat. I to zaważyło o sukcesie artystki. Mogła je niepostrzeżenie wykonywać i przez to uchwycić ludzi w ich naturalnych pozach i sytuacjach.
Jako pierwsza zobaczyła te prace właśnie Alicja Kapuścińska i odesłała pisarkę do galerii. Gdy obejrzała je Izabela Wojciechowska z Green Gallery – postanowiła zrobić wystawę.
Na wernisażu mówiła o swojej fascynacji tymi zdjęciami, że po prostu działają na jej zmysły, powodują poprawę nastroju.
Po raz kolejny możemy przekonać się o tym, że by zrobić dobre zdjęcie nie potrzeba fachowego sprzętu i wykształcenia artystycznego. Wystarczy być skupionym i wrażliwym obserwatorem.
Powrót
Fotografie mają wymiar reportażowy, tzn. opisują codzienność odległego kraju i ma się wrażenie, że na moment przenosimy się tysiące kilometrów stąd. Te prace przywiodły mi na myśl mistrza opisu Afryki – Ryszarda Kapuścińskiego. Było to trafne przeczucie – na wernisażu pojawiła się żona Kapuścińskiego – Alicja.
Okazuje się, że Anna Nasiłowska znała reportera. Tak naprawdę jest bardziej pisarką niż fotografką, jest poetką i krytyczką literacką, a także profesorem kulturoznawstwa. Wyjeżdżała do Senegalu na zjazd Pen Clubu. Zdjęcia robiła przypadkiem, mimochodem, zupełnie nie myśląc o wystawie. Na dodatek służył jej do tego malutki aparat. I to zaważyło o sukcesie artystki. Mogła je niepostrzeżenie wykonywać i przez to uchwycić ludzi w ich naturalnych pozach i sytuacjach.
Jako pierwsza zobaczyła te prace właśnie Alicja Kapuścińska i odesłała pisarkę do galerii. Gdy obejrzała je Izabela Wojciechowska z Green Gallery – postanowiła zrobić wystawę.
Na wernisażu mówiła o swojej fascynacji tymi zdjęciami, że po prostu działają na jej zmysły, powodują poprawę nastroju.
Po raz kolejny możemy przekonać się o tym, że by zrobić dobre zdjęcie nie potrzeba fachowego sprzętu i wykształcenia artystycznego. Wystarczy być skupionym i wrażliwym obserwatorem.
Powrót