ANDRZEJ OKIŃCZYC - wystawa malarstwa




Miło jest zobaczyć we wnętrzach instytucji powszechnie uznanej za skostniałą, wystawę o ciekawej aranżacji przestrzennej. Taką jest ekspozycja prac Andrzeja Okińczyca w Arsenale Muzeum Książąt Czartoryskich. Sposób zagospodarowania sali był dotąd zwykle dość tradycyjny. Tym razem czuć jakby świeży powiew, który wniósł trochę nowego oddechu. Całą zasługę przypisać należy artyście. Pocztą pantoflową rozeszła się bowiem wieść, że po zapoznaniu się ze sposobem eksponowania jego prac sam zakasał rękawy i zabrał się do powtórnej ich aranżacji. Zmieniło się m.in. oświetlenie i szyk części obrazów.

Wystawa prezentuje 60 prac Okińczyca w technice akrylowej z lat 1978-2003. Część z nich stoi na pograniczu malarstwa i rzeźby. Płótna pokryte paroma warstwami farby i ułożone na kształt draperii zastygły, tworząc coś w rodzaju reliefu. Przyglądając się jego dziełom zwraca uwagę, że artysta nie jest wierny ani jednej technice, ani jednemu tematowi. Wiele tu portretów, pejzaży, motywów kurtyny. 
Wielokrotnie był uznawany za mistrza portretu. To nie tylko wizerunek powierzchowności danej osoby, ale – sięgając do patosu – pejzaż duszy. Niektórzy porównują je do osiągnięć Luciena Freuda, Dawida Hockney’a czy Andrew Wyetha. Okińczyc twierdzi, że ich malowanie jest jego sumieniem, bo maluje je najczęściej na zlecenie, a to jest w sztuce najtrudniejsze.
Zarzuca mu się, że ciągle zmienia rozwiązania formalne, bo nie wypracował swojego stylu. Sam twierdzi, że nigdy nie był jego więźniem: „Z biegiem lat inaczej widzimy problemy, którymi zajmowaliśmy się wcześniej, i ma to wpływ na zmianę formy wypowiedzi. Bardzo często jednolitość prac niektórych artystów wynika z niedostatku talentu i inwencji, a także komercyjnego podejścia do własnej twórczości”. Trudno się z tym nie zgodzić, obserwując dokonania niektórych „chodliwych” dziś nazwisk.
Osoby kojarzące wcześniejsze obrazy Okińczyca z pewnością pamiętają, że pejzaży wśród nich nie było. Teraz się pojawiły. Mają bardzo grubą fakturę, chropowatą, wyglądają jak odlew. „Gładka powierzchnia przestała mi wystarczać. Zauważyłem, że w zaciekach, na łuszczących się, spleśniałych tynkach są zaklęte obrazy natury, bezkresnego nieba. Tak doszedłem do pejzażu, którym uprzednio w ogóle nie byłem zainteresowany. Zacząłem preparować obrazy – reliefy, które z jednej strony można było odczytać jako fragmenty starego, śmierdzącego zgnilizną muru, a z drugiej – zobaczyć w rysunku zacieków, spękań – obraz nieba”.

Prezentacja prac artysty wykorzystuje nie tylko ściany sali, ale również rozpięte miedzy nimi wzmocnione ekrany z mglistej, białawej tkaniny. Są przezroczyste, powodując wrażenie przenikania się wnętrz i obrazów. To jeden ze sposobów na zdynamizowanie przestrzeni wystawowej – problem ten ostatnimi czasy często pojawia się na ustach muzealników.
 
Skromniej niż zazwyczaj zgromadzona publiczność dość długo czekała na powitalną mowę dyrektor MNK Zofii Gołubiew. Co mniej cierpliwi pomrukiwali nawet, że muzeum „łaski nie robi”. Jedzeniem i piciem czasu nie można było zająć, bo tych stałych atrakcji każdego wernisażu tym razem nie było. Było za to oglądanie i słuchanie. Nikogo specjalnie nie zdziwiło, że sam artysta o swojej sztuce nie chciał mówić. „Ja namalowałem, niech mówią inni”. 
 
Mówił więc Jacek Waltoś, z którego kolekcji pochodzi jedna z wystawianych prac. 
Sam Okińczyc wierzy w malarstwo, „bo to styl życia”. Jest artystą osobnym, nie czuje się związany z żadnym środowiskiem czy grupą artystyczną. W 1986 r. zrezygnował z pracy w poznańskiej ASP, by całkowicie poświecić się swojej sztuce. Zajął się także aranżacją wystaw muzealnych, czego dowodem – obecna.
Na rynku aukcyjnym jego prace prawie nie występują. Kupują je za to bezpośrednio od artysty prywatni kolekcjonerzy. Często maluje na zamówienie, przede wszystkim portrety, by móc potem realizować bez przeszkód swoje artystyczne plany. 

 
  
 
 Nota biograficzna:

        
 
 

Andrzej Okińczyc
– urodził się w 1949 r. w Poznaniu. Studiował w tamtejszej PWSSP. Dyplom uzyskał w 1973 r. Dorobek artystyczny prezentował na 28 wystawach indywidualnych w kraju i za granicą oraz na wielu wystawach zbiorowych. Otrzymał kilka nagród, m.in. Grand Prix III Ogólnopolskiego Triennale Portretu Współczesnego w Radomiu w 1984 r. Jego prace znajdują się w zbiorach Muzeów Narodowych Poznania i Krakowa oraz Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum okręgowego w Radomiu i w wielu polskich i zagranicznych kolekcjach prywatnych.

    
Wystawa czynna do 29 lutego 2004
  
  
Tekst i zdjęcia: Jolanta Gumula
Relacja przygotowana dla Artinfo.pl           

  



Galeria prac


Powrót