Agnieszki Sandomierz podróż po meandrach życia i twórczości
Opustoszałe, pokryte ornamentem bądź płaskimi plamami barwnymi tło, czy surowy naturalny koloryt niezamalowanego płótna albo papieru, a na nim zabudowująca prawie cały kadr - postać - siedząca w kucki, na fotelu, jakby bezwładnie lecąca w dół, czy lewitująca. Kiedy indziej w popiersiu lub do pasa, syntetyczny i jednocześnie wyrazisty portret psychologiczny autorki, czasem dopowiedziany postaciami z jej najbliższego otoczenia (dzieci, męża, psów) lub cytatami z codzienności (np. meble, zabawki, tajemnicze rośliny), bądź wrzecionowatymi, surrealistycznymi formami.
Powstałe w ostatnich latach (2012-2015) obrazy i rysunki Agnieszki Sandomierz składają się na nową wystawę i jednocześnie na ciąg dalszy podróży po meandrach jej życia i twórczości. Tym razem w swoistym „notatniku“ wnikliwej analizie i oglądowi poddaje swoje stany duchowe i emocjonalne.
Malarska opowieść o jej codzienności miała już różne odsłony. Od zmysłowych i rozerotyzowanych, balansujących na granicy psychicznego ekshibicjonizmu obrazów, dzięki którym pod koniec swoich studiów wpisała się w pejzaż wybijających się artystek młodego pokolenia, po te ujmowane w pop-artowskiej stylistyce, ukazujące ją w nowych rolach żony czy matki. Na nową prezentację składają się prace wykonane w temperze jajowej na płótnach oraz temperą na papierach. W cyklu spiętym klamrą Wszystkie oczy na mnie Sandomierz ponownie oglądowi i analizie poddaje własną osobę. Zdaje się jednak przekraczać granicę zwykłej obserwacji własnej cielesności, czy rejestracji banalnych gestów i czynności. Tym razem z bezwzględnością obnaża swoje „stany duszy“. Tak jak niegdyś oswajała kobiecość, erotyzm, samotność, czy macierzyństwo, teraz przygląda się swojej kondycji psychicznej.
Figura autorki raz ujęta w skosach, serpentynowych skrętach (Bezsenność, 2014; Upadek, 2012), kiedy indziej jakby unosiła się w przestrzeni pozbawionej grawitacji (Autoportret z Michaliną, 2012), czy na chwilę znalazła się obok siebie. Bywa, że postać odcina się od otoczenia, zgiełku codzienności czy wręcz jak przerośnięte dziecko w żółtych trampkach, ukrywa w tajemniczym ogrodzie (Wszystkie oczy na mnie, 2014). Płótna utrzymane są przeważnie w błękitnej, chłodnej tonacji. Kolor służy dodatkowemu podkreśleniu stanu zamrożenia, zawieszenia, melancholii, czy „trwania w niebycie“.
Bohaterką prac na papierach jest mała dziewczynka o dojrzałych rysach twarzy, psychodelicznym spojrzeniu, wypluwająca z siebie wrzecionowate elementy układające się w dekoracyjne desenie otoczenie. Sylwetka oddana jest w uproszczony i zarazem wymowny sposób. Zaledwie kilkoma bardzo trafnymi kreskami nakreślone zostały portrety, infantylne stroje ale też gesty, czy nastroje. Czasem postać zostaje zredukowana do głowy zestawionej z fragmentem wnętrzności, np. sercem; albo zlewającej się z ornamentalnie potraktowanym tłem. W pracach na papierach dominuje czerwień kontrastująca z czarną kreską bądź plamą oraz biało-kremowym naturalnym tłem kartonu. Kolorystyka uwypukla drapieżność rysunków. Większość scen osadzona jest w surrealistycznej, mocno niepokojącej rzeczywistości. Malowane są pewną kreską, jakby „od jednego rzutu“. Syntetyczne i dosadne ujęcia działają bardzo wymownie. Czujemy w nich obecność wnikliwie przyglądającej się sobie artystki ale też prowokację do pochylenia się nad kolejnym etapem jej twórczości.
Magdalena Durda-Dmitruk
Powrót