Nazywam się Marek Wasylewicz. Mam 45 lat. Mieszkam i pracuję w Bachlawie, małej miejscowości w Bieszczadach. Niewiele mam do powiedzenia na swój temat. Może tylko to...
Nigdy nie myślałem o zajęciu się malowaniem, gdyż zawsze miałem problemy z kolorami. Wszystko zaczęło się 20 lat temu, kiedy przypadkiem trafiłem do pracy w firmie zajmującej się wyrobem biżuterii ze srebra - i to była moja pierwsza fascynacja. Może dodam, że mój pierwszy, jeszcze zakamuflowany we mnie pociąg do sztuki objawił się dużo wcześniej, gdy w czasach głębokiego PRL-u, przechodziłem kiedyś obok jakiejś księgarni w mieście,( gdzie chodziłem do szkoły biegunowo odmiennej od tego, czym miałem zająć się później) i ujrzałem w witrynie niedużą książeczkę, pt. "Impresjonizm" - reprodukcje były czarno-białe. Otóż coś skłoniło mnie od tego, że kupiłem tę książeczkę i wtedy też zrobiłem swoje pierwsze rysunki.
Wracając do pierwszej fascynacji i biżuterii, potem przyszła pora na większe formy z miedzi, no i nadeszła kolej na malarstwo - to była moja największa fascynacja - dałem w to głębokiego nura. Było malowanie i rysunek, na początku różne tematy, a potem głównie portrety i akty. Akt stał się w końcu wiodący i kiedy myślałem, że do końca życia zostanę malarzem aktów, nagle okazało się, stosunkowo niedawno, że wystrzelałem się i chyba nie mam już nic więcej do powiedzenia w tym temacie; wtedy odbiłem w stronę abstrakcji, a ostatnim moim wynalazkiem są "sieci", które uważam za swój najbardziej odjechany pomysł.
Zawsze szukałem nietypowych rzeczy, dlatego prawdopodobnie na serio zająłem się tym, co teraz robię, a kiedy się już za to wziąłem, szukałem w tym czegoś nowego, jakiegoś innego spojrzenia, czegoś, czego jeszcze nie było. Praca w srebrze sprawiła też, że do dzisiaj w swoich pracach lubię wykorzystywać metal.
Dodam jeszcze, że oprócz współpracy z lokalną galerią, nigdzie do tej pory nie prezentowałem swoich prac. Dopiero niedawno postanowiłem to zmienić...